Kiedyś opowiadaczom historii przysługiwał status równy szamanom; czasem
była to jedna i ta sama osoba. Opowiadacz musiał mieć charyzmę, otaczał go
nimb tajemniczości. Wiedział, czuł, rozumiał więcej niż inni. Bywał nim
podróżnik, wojownik bądź herold, który spędzał w osadzie jedną lub kilka
nocy i opowiadał jakąś historię. Nie miało znaczenia, czy swoją
– osobiście przeżytą, czy też zasłyszaną albo taką, której był niemym
świadkiem. Ważne, aby tak zajęła słuchaczy, aż zapomną o własnym świecie
i znajdą się w tym alternatywnym:
w samym jego środku. To
opowiadacze gromadzili wszystkich członków plemienia przy ognisku, by
w kręgu, wokół ognia, snuć swoją opowieść. Nie było jeszcze innych źródeł
wiedzy o świecie, jedynie mówione (potem śpiewane, zwłaszcza na dworach
książęcych i królewskich). To niezależnie od potrzeb i talentu
opowiadającego narzucało przekazowi formę, kompozycję i długość,
weryfikowane natychmiast reakcją słuchaczy. Opowiadacze przy ognisku
obserwowali, co działa, a co nudzi, oraz tak modyfikowali tekst, by wciąż
trzymać odbiorców w napięciu. To dlatego większość tych historii
przetrwała do dziś. Późniejsze, zapisane już przekazy czerpią z tych
doświadczeń pełnymi garściami. Gawędy miały różny charakter i temat,
rozmaitych bohaterów, ale zwykle dotyczyły zdarzeń prawdziwych lub
prawdopodobnych. Z czasem wokół opowieści narastała legenda, nie było
wiadomo do końca, co jest faktem, a co już fabułą. Nikomu to jednak nie
przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Opowiadacze dodawali od siebie szczegóły, koloryzowali,
hiperbolizowali. Wszystko po to, by zbudować napięcie, by uczestnicy spotkania
przy ognisku nie zasnęli z nudów. Nie groziło im to raczej, gdy mieli do
czynienia z bohaterem, który relacjonowane przygody przeżył sam (prototyp
narracji pierwszoosobowej), wzmagało to wiarygodność i pobudzało
zainteresowanie. Zwykle opowiadano o sprawach i zdarzeniach
niecodziennych: wielkiej, wiecznej miłości; dramatycznej, nierównej,
a jednak wygranej walce; poświęceniu się bohatera w imię honoru itd.
Wszystkie te historie miały na celu pokazanie ludziom, których codzienne życie
biegło prosto, nawet prymitywnie, a przede wszystkim utartą koleiną, że
obok nich dzieją się rzeczy wielkie i wspaniałe oraz że warto mieć zasady
i się nimi kierować. A także uświadomienie, że każdy z nich
któregoś dnia może zostać bohaterem.
Współcześni pisarze są spadkobiercami
tej tradycji. Literatura, teatr, ustny przekaz baśni – wszystkie te sztuki
łączy słowo oraz chęć podzielenia się nim z innymi. Homo sapiens od
zwierząt odróżniają: pamięć, umiejętność kojarzenia faktów i przekazywanie
tradycji. Wyrośliśmy z bajek i baśni, które opowiadały nam kiedyś
matki, babcie czy guwernantki. Potem polonistki zmuszały nas do czytania lektur
obowiązkowych (szczęście sprzyjało tym, którzy mieli wspaniałe nauczycielki,
a samo czytanie i rozmowa o dziełach sprawiały przyjemność, nie
zaś były torturą). Ale nawet w tych, dla których czynem heroicznym było
zapoznanie się ze streszczeniem fabuły, zostało i kołacze się „ziarno
opowieści”, czyli to, o co w niej chodziło. Bo każda dobrze
opowiedziana historia takie posiada. Nie ma historii błahych. Są tylko źle
opowiedziane.
Religie to kopalnie archetypów i rozwiązań dramaturgicznych, na
których pisarze powinni się uczyć. Nie trzeba czytać codziennie Biblii (choć
zawierają się w niej niezliczone historie, motywy i symbole,
z których możemy czerpać). Samo mieszkanie w kraju, gdzie większość
obywateli to chrześcijanie, sprawia, że gros opowieści biblijnych znamy wraz
z ich morałem i symboliką postaci. Także mity greckie
i rzymskie, mitologia afrykańska czy indyjska są tak głęboko zakorzenione
w naszej percepcji świata, że nieświadomie posługujemy się używanymi
w nich metaforami, związkami frazeologicznymi czy symbolami na co dzień.
Każdy wie, co to jest kamień Syzyfa, nić Ariadny, miecz Damoklesa. Znamy finał
rozgrywki Królowej Śniegu z Gerdą, wiemy, jak Dawid pokonał Goliata,
dlaczego Ikar musiał zginąć i jak Kopciuszek o czystym sercu dziewicy
i sprycie sroczki rozkochał w sobie księcia. Umiemy odpowiedzieć na pytanie,
dlaczego rósł nos Pinokia i jak zmyślny Szewczyk przechytrzył smoka. To
wszystko jest dla nas w większym lub mniejszym stopniu oczywiste,
w zależności od poziomu ciekawości świata i wrażliwości, bo nie od
intelektu czy zdobytych certyfikatów.
W związku z tym teoretycznie pisarzem może być każdy. Także
człowiek, któremu nie udało się zdobyć wykształcenia, lecz ma bagaż
doświadczeń, przeczytał niejedną książkę i czuje nadmiar bodźców ze
świata. Konieczna jest jednak znajomość opowiedzianych już historii, które
przetrwały wieki, modyfikowane bądź nie, adaptowane na nowo przez kolejnych
twórców. By pisać, nie trzeba kończyć żadnej szkoły, ale nic nie zwalnia nas
z obowiązku zgłębiania wiedzy, poszukiwania, czyli po prostu świadomego
życia. Opowiadać znaczy tak naprawdę nauczać, zmuszać do refleksji, budzić
emocje. Właściwie każdy wrażliwy człowiek to umie. Być może także i ty
potrafiłbyś się zająć snuciem opowieści. Ich zapis wymaga jednak posiadania
stosownego warsztatu, a ten można i należy doskonalić całe życie.
Opowieści otaczają nas każdego dnia. Dziennikarze dostarczają kolejnych,
wprost idealnych do obróbki fabularnej. Reporterzy szukają newsa – nowych,
świeżych wiadomości. Pisarz wie, że prawie każda z nich to fascynujący
temat, że w większości kryje się wspaniała (straszna, wzruszająca,
oburzająca lub nieprawdopodobna) historia. By stała się opowieścią, ktoś musi
wynieść ją poza wymiar zdarzenia i nadać jej znaczenie uniwersalne,
zrozumiałe dla czytelników na całym świecie.
Zadaniem pisarza nie jest bowiem
dokładne odtworzenie tego, co się stało. Tym zajmie się historyk lub reporter.
Pisarz dostrzega w prawdziwym zdarzeniu archetyp – niezwyczajność,
nieprawdopodobieństwo, czasem magię. Powinien tak zbudować opowieść, by czytelnik
czuł, że to mogłoby się zdarzyć, nie zaś, że zdarzyło się naprawdę. Czytelnicy
książek nie potrzebują dowodów. Wystarczy im, że historia jest prawdopodobna.
Szukają w książkach nie samych zdarzeń, ale znaczeń tych zdarzeń:
filozofii, metafizyki, baśni – przekazu uniwersalnego, który przyda się
każdemu z nas, a nie tylko jednej konkretnej osobie. Powieściopisarze
nadają swoim postaciom imiona, ale bohaterem opowieści jest po prostu człowiek,
któremu mogą przytrafić się bardzo różne przygody.
Człowiekowi do życia nie wystarcza jedynie zabezpieczenie materialne
i zaspokojenie potrzeb fizjologicznych. By dobrze funkcjonować
intelektualnie i emocjonalnie, chce słuchać historii. Chce całych
opowieści, a nie tylko wierzchołka góry lodowej, czyli kilkuminutowej
informacji w wiadomościach.
Chce znać genezę, przebieg
i konsekwencje zdarzeń. Chce zrozumieć, co się wydarzyło, przejąć się tym,
przeżyć do głębi. Jak w bajkach – potrzebuje morału i wyraźnego
wskazania, jak poprawić swoje życie emocjonalne.
Niektórzy twierdzą, że opowieści mają moc uzdrowicielską. Zgadzam się
z tym całkowicie. Jak pisze C.P. Estés, są jak delikatny tatuaż na ciele
tych, którzy je przeżyli. To nasze duchowe dziedzictwo. Wartość intelektualna
baśni nie ma tak wielkiego znaczenia jak ich prastara mądrość, duchowość oraz
pochwała dobra, która winna płynąć z opowieści, by ta leczyła naprawdę.
Gdyż wszelkie choroby biorą swój początek ze złych emocji.