Zobacz jak wydać książkę
Zarabianie na własnej książce w pierwszym odruchu każdego w miarę jasno myślącego człowieka utożsamiane jest z otrzymywaniem honorariów autorskich, czasem zwanych także
Zarabianie na własnej książce w pierwszym odruchu każdego w miarę jasno myślącego człowieka utożsamiane jest z otrzymywaniem honorariów autorskich, czasem zwanych także
tantiemami. Urzędy skarbowe nazywają to punktem nr 8 części
E zeznania podatkowego: Prawa autorskie i inne prawa, o których mowa w art. 18
Ustawy.
Przyjmujemy, że publikujesz swoje dzieło w wydawnictwie, identycznie
jak ja. Przesyłasz manuskrypt, podpisujesz umowę,
w której zgadzasz się na wynagrodzenie. Najczęściej
otrzymasz od 5 do maksymalnie 40% kwoty detalicznej ceny sprzedaży jednego egzemplarza
utworu. Oczywiście znaczna rozpiętość poziomu honorariów zależy od wielu
czynników.
Pierwszym i najważniejszym jest forma wydania utworu. Jeśli
jest to utwór wydany na papierze, możesz liczyć na kilka procent.
Najczęściej pomiędzy 5 a 10%. Słyszałem, że niektóre
wydawnictwa początkującym autorom prozy proponowały do niedawana 3% ceny końcowej
książki. Na szczęście te czasy minęły. Doszły mnie również słuchy, że z kolei
autorzy znani, uznani i cenieni — a co za tym idzie — sprzedający wiele swoich książek,
otrzymują nawet 15%.
Dodatkową kombinacją wynagrodzenia dla autora jest
otrzymanie zaliczki przed wydaniem utworu. Oczywiście jej kwota będzie zróżnicowana
w myśl podobnej do powyższej prawidłowości. Istotą zaliczki jest jednak, by nie
była ona jedyną formą wynagrodzenia.
Absolutnie nie możesz — jako autor — zgadzać się na
wynagrodzenie wyłącznie w formie jednorazowej wypłaty za możliwość wydania utworu.
Nawet gdyby była ona w Twoich oczach wysoka. Jest tak przede wszystkim dlatego,
że nie masz — i mieć nie będziesz pewności, że Twoje dzieło nie osiągnie
ogromnego sukcesu komercyjnego. Napiszesz powieść, wydasz ją w wydawnictwie Wydawniczy
Kogucik, którego prezes, właściciel i redaktor naczelny w jednej osobie
zaproponuje Ci 5 tys. zł wynagrodzenia. Taka kwota dla debiutanta, a nawet już
autora z dorobkiem, jest poważna.
W końcu za tyle kupiłem mój pierwszy od 15 lat motocykl.
Zatem dostaniesz owe 5 kawałków, a potem wydasz je z uśmiechem i
przeświadczeniem trzymania za kostki Boga.
Teraz wyobraź sobie, że nazywasz się Janusz Leon Wiśniewski
i jest rok 2001. Jesteś, powiedzmy, pracownikiem naukowym i masz stałe, stabilne
dochody i zajmujesz się pracami naukowymi i oprogramowaniem. Nagle jednak
piszesz swoją pierwszą w życiu powieść i Wydawniczy Kogucik zgadza się ją
wydać, płacąc Ci całe 5 kawałków. I nie jest to zaliczka, ale wynagrodzenie.
Umowę podpisujesz na 10 lat, bo kompletnie nie znasz się na niuansach w umowach
wydawniczych, a Aleksander Sowa jeszcze wtedy nie napisał swojego poradnika dla
pisarzy amatorów. Tymczasem okazuje się, że Twoja powieść, nazwijmy ją krótko Tryptyk, zostaje w pierwszym wydaniu tysiąca sztuk sprzedana.
Oczywiście Wydawniczy Kogucik dodrukowuje kolejne tysiące egzemplarzy Tryptyku, który po dwóch latach od wydania staje się książką znaną i
dla wielu ludzi genialną. Wydawniczy Kogucik dodrukowuje następne egzemplarze,
ukazują się przekłady. I tak aż do wygaśnięcia umowy z Wydawniczym Kogucikiem.
Efekt? 400 tys. sprzedanych egzemplarzy w cenie 30 zł za sztukę, a Twój zarobek
— 5000 zł minus oczywiście podatek.
Tymczasem gdybyś zgodził się na z pozoru liche 5%,
zarobiłbyś 600 tys. zł! Minus podatek oczywiście. Myślę, że to powinno dać Ci
do myślenia. Jasne, jest to przykład znacznie przejaskrawiony, prawie niemożliwy
i raczej z tych na zasadzie prawie cudów. Skąd jednak możesz mieć pewność, że
nie jesteś akurat z tych pisarzy, którym rzeczy niemożliwe zabierają kilka
miesięcy, a cuda najwyżej kilka lat? Prawda jest taka, że S@motność w sieci4 Wiśniewskiego już na samym początku zdobyła tak wielką
popularność, o jakiej wiele książek może jedynie pomarzyć. Okładka z
klawiaturą, małpą i ciemnymi postaciami stała się rozpoznawalna. Życzę Ci tego
samego. Pisarz na fali pierwszej powieści wydał kolejne, które niestety już nie
powtórzyły ogromnego sukcesu poprzedniej. Dlatego też, jeśli mogę, dobrze Ci
radzę, aby nie zgadzać się na jednorazową wypłatę przed wydaniem. Nawet jeśli miałaby
ona wynosić 100 tys. zł. Żądaj procentów od sprzedaży.
Zawsze.
Owszem, możesz zgodzić się na zaliczkę. Jak sama jednak
nazwa mówi, zaliczka jest na poczet czegoś — to nie to samo, co jednorazowa
wypłata.
Zatem możesz zgodzić się na zaliczkę w dowolnej kwocie, pod
warunkiem że oprócz tego będziesz otrzymywać procent od
sprzedaży utworu. Jeśli wydawca zaproponuje Ci zaliczkę 1 tys. zł (to realna
kwota), a Ty ją przyjmiesz, wypłatę honorarium za procent od sprzedaży otrzymasz
po tym, jak procentowe dochody ze sprzedaży przekroczą owe 1 tys. zł. Innymi
słowy, jeśli dostaniesz zaliczkę w takiej kwocie, a w pierwszym okresie
rozliczeniowym procent ze sprzedaży osiągnie 1,5 tys. zł — powinieneś dostać
500 zł. Minus podatek, niestety. Sądzę, że jest to zrozumiałe.
Plusem takiego rozwiązania jest, że jeśli zajdzie sytuacja,
że honorarium za procent sprzedaży nie osiągnie 1 tys. zł, zaliczki
oddawać nie musisz. Zapewne po przykładzie bestsellera Wiśniewskiego
sam dojdziesz do wniosku, że lepsza mała zaliczka i duży procent niż duża
zaliczka i mały procent. Jeśli książka będzie sprzedawała się dobrze i na odwrót
— jeśli ze sprzedażą będzie także odwrotnie.
W przypadku publikacji elektronicznej zazwyczaj poziom
prowizji wynosi 20–30%. W jednym z wydawnictw otrzymuję 40%. Oprócz manuskryptu
przygotowałem także okładkę, więc 10%, które otrzymałby grafik, trafiło do
mnie. W przypadku publikacji elektronicznych zaliczki się nie stosuje, a
jedynie wynagrodzenie procentowe. Wynagrodzenie za sprzedaż ebooka niższe niż
20% jest nie do przyjęcia i jeśli ktokolwiek Ci takie zaproponuje, zabij go śmiechem
albo kopnij w… wiesz, w co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz