Przez
ponad trzynaście lat trenowałam pióro w prasie. Byłam spełnioną
i dobrze opłacaną dziennikarką największych i najbardziej
prestiżowych polskich tytułów. Kiedy osiągnęłam dziennikarski szczyt
i powinnam była odcinać kupony od swojej kariery, zniszczyłam wszystko
i odeszłam donikąd, żeby wreszcie robić to, o czym zawsze marzyłam:
pisać książki. Wszyscy kręcili kółka na czole, kiedy temat rozmowy schodził na
moją decyzję. Tylko kilka osób w Polsce żyje z książek. Bonda wróci
z podkulonym ogonem – mówili. A jednak przetrwałam. Pierwsze
pięć lat nie było łatwe. Debiutanckiej książki nikt nie chciał wydać przez
prawie rok. Ale nie przejmowałam się, pisałam kolejną. Zaczęłam też studia
scenariopisarskie na łódzkiej filmówce. W Polsce nadal uważa się, że
pisanie to wyłącznie dar od Boga, i niewiele jest miejsc, gdzie można
uczyć się opowiadać. Po debiucie od razu podpisałam umowę na kilka kolejnych
pozycji i już nigdy więcej nie miałam problemów z wydaniem
czegokolwiek. Czas mijał, a ja pisałam dalej. Już nie tylko dla siebie,
lecz dla czytelników, którzy domagali się kolejnych książek. Wreszcie mnie
doceniono, czytano (to znaczy kupowano) i cytowano w innych
publikacjach. Sprzedałam trochę praw do moich książek producentom filmowym
i telewizyjnym. Napisałam wiele tekstów, za które mi zapłacono,
a które nigdy nie zostały wydane ani zrealizowane. Dziś, kiedy na rynku
jest już wiele moich publikacji, wydawcy sami dzwonią i pytają, czy nie
mam czegoś nowego. Zdarzały się także próby nieetycznego przejęcia mnie, choć
miałam podpisane umowy z innym wydawcą. Odmówiłam, ale to utwierdziło mnie
w przekonaniu, że jednak mi się udało. Bo jeśli jest się zdeterminowanym
i uparcie dąży do swoich celów, można pokonać wszelkie trudności. Ważne
jest jednak uświadomienie sobie, że jedna książka nie czyni z autora
pisarza. Nawet po opublikowaniu wielu pozycji należy wciąż być czujnym
i starać się pisać coraz lepiej.
Pisarzem jest się z serca,
z trzewi. To praca, ale przede wszystkim sposób życia. Nie wybiera się
tego zawodu, by chwalić się znajomym nowym woluminem, choć ich zachwyt jest
budujący. Kiedy wychodzi moja nowa książka, trwają już zaawansowane prace nad
następną. Można to porównać do strategii prowadzenia wojen. Jedna bitwa nie
zapewnia lauru zwycięzcy na zawsze. Każda kolejna powieść to nowe wyzwanie,
wyprawa w nieznane. Cel tej podróży jest oczywisty, lecz nigdy nie
wiadomo, co wydarzy się po drodze. Trzeba się w nią wybrać
z ostrożnością sapera i doświadczeniem dobrego rzemieślnika, który
swoje artystyczne zapędy trzyma na krótkiej smyczy, a to nawet bardzo
doświadczonego autora nie stawia wyżej od debiutanta. Jasna rzecz, że ten
rodzaj roboty uzależnia. Daje tak wiele satysfakcji, że trudno jest przestać.
Tylko ludzie słabej woli się poddają. Ci, którzy nie rozumieją, że pisanie to
wybór rodzaju egzystencji, a nie kaprys artysty. Mnie nie powstrzymały
bieda, macierzyństwo, rozpad związku, wrodzone lenistwo ani nawet niski poziom
czytelnictwa w Polsce, w który zresztą nie wierzę. Trwałam przy swoim
i dziś mogę z dumą powiedzieć, że to mój kolejny zawód. Determinacja
oraz ciągły rozwój to podstawa tej działalności. Talent jest konieczny, ale nie
wystarczy, jeśli nie ma się mocnego przekonania o słuszności podjętej
kiedyś decyzji.
Jedna
książka nie czyni z autora pisarza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz